Bogdan Grodzki

Home

Punkt widzenia

Myśli

Quotations

Notki

Teksty wybrane

Wiersze

Favorite Music

Filmy

Contact

Dialog




 

O diabelskich sztuczkach

Jacek Podsiadło

Stosunki między diabłem a sztuką wcale nie są dla mnie jasne. Gdybyż można było powiedzieć, że diabeł rozmnaża się przez sonety, a kancona służy mnożeniu się aniołów, wszystko byłoby prostsze. A tu nawet tak jaskrawo przeciwstawne gatunki jak "muzyka" "satanistyczna" i muzyka sakralna o niczym nie przesądzają. Gdyby moje dziecko chciało na przykład słuchać zespołu "Kat", nie miałbym nic przeciwko temu, bo choćby lider "Kata" Roman Kostrzewski zjadł dwadzieścia czarnych kotów, nie da rady wyprodukować nic ponad niegroźnego chochlika. Natomiast nie chciałbym już, żeby moja latorośl słuchała chorałów gregoriańskich w wersji disco. Boję się diabła przebranego w fatałaszki piękna, ale kiedy mówi się o szatanie wprost, nawet dziecko widzi, że to odpychająca persona. Przypadki dzieci, których nie nauczono odróżniać piękna od ohydy i dobra od zła, na razie pomijam. Śmiem podejrzewać, że sztuka między innymi wtedy służy diabłu, kiedy się ją, lub jej piękno absolutyzuje. Kiedy artysta zapomina, że oprócz sztucznych światów sztuki istnieje świat realny. Być może takie zapomnienie przydarzyło się Karlheinzowi Stockhausenowi, kiedy za wybitne dzieło sztuki uznał atak na WTC. To nawet może i prawda, ale zauważyć to, to już hańba. Widzieć sztukę tam, gdzie umiera człowiek, to dewiacja, o której była już mowa przy okazji artystów obiektywu obskakujących trupy w niezliczonych "punktach zapalnych" globu. Jeśli śmierć jest sztuką, to niech Stockhausen popełni jakieś ładne seppuku za pomocą smyczka i szlus.

Tygodnik Powszechny