|
|
Listy
Wojtyły i Turowicza
Miłość, dialog, spór |
 |
|
 |
8. Jerzy Turowicz do papieża Jana Pawła II
Najczcigodniejszy i Drogi Ojcze Święty,
Najserdeczniej dziękuję za list. Nie taję, że zawarte
w nim słowa krytyki sprawiły mi przykrość, ale przyjmuję
je z szacunkiem i należną pokorą wiedząc, że są one
dowodem niezmiennej życzliwości Ojca Świętego dla "Tygodnika" i
troski o nasze środowisko. Jeśli mimo to pragnę na
list nieco szerzej odpowiedzieć, to nie tyle po to,
by bronić siebie i "Tygodnika", bo nie twierdzę, że
jesteśmy bez winy, ale by Ojcu Świętemu powiedzieć
o sytuacji wewnątrzkościelnej w Polsce. Sądzę, że mam
prawo, a może nawet obowiązek o tym powiedzieć, dobrze
bowiem, gdy informacje i opinie przychodzą z różnych
źródeł, a wielostronne naświetlenie ułatwia obiektywną
ocenę.
 |
 |
 |
Audiencja dla
dziennikarzy, październik 1978 r. |
|
Najpierw sprawa życzeń Ojca Świętego z okazji mojego
80-lecia, które opublikowaliśmy w "Tygodniku". Może
nie poczyta mi Ojciec Święty za samochwalstwo, jeśli
powiem, że z tej okazji otrzymałem kilkaset listów,
telegramów itp., z kraju i z zagranicy, tak od najwybitniejszych
osobistości ze świata kultury i polityki, jak i od
szarych, nieznanych mi osobiście czytelników. Nie muszę
mówić, że najcenniejsze wśród nich były dla mnie życzenia
od Ojca Świętego. Na publikacji tych życzeń bardzo
- nie tylko mnie, ale i moim kolegom - zależało, ze
względu na wszystko to, co powiem za chwilę. Zresztą
sądziliśmy, że byłoby dziwne, gdyby przy okazji mojego
80-lecia i mojej niemal 50-letniej służby Kościołowi
zabrakło życzeń właśnie ze strony Kościoła. Oczywiście
wiedzieliśmy, że sprawa publikacji listu Ojca Świętego
nie jest sprawą obojętną. Dlatego też zwróciliśmy się
- jak to już Ojcu Świętemu pisałem - do Księdza Nuncjusza,
abp. Kowalczyka, sądząc, że w razie jakichkolwiek wątpliwości
skontaktuje się z Ojcem Świętym czy z księdzem Dziwiszem.
Ksiądz Nuncjusz, który z uwagą śledzi naszą działalność,
odpowiedział, że nie ma żadnych zastrzeżeń.
Chcę wierzyć, że to nie Ojciec Święty, sam z siebie,
miał do nas żal, że ten list opublikowaliśmy. Natomiast
nie dziwię się, więcej: spodziewałem się, że "ludzie
Kościoła" takie pretensje do Ojca Świętego skierują.
Wynika to z klimatu, jaki u nas panuje. Przykładem,
na czym to polega, jest fakt, że w ostatnich latach,
po każdym moim pobycie w Rzymie, rozprzestrzeniane
są pogłoski, jakoby Ojciec Święty odmówił przyjęcia
mnie, ponieważ "Tygodnik" nie jest już pismem katolickim.
I to pogłoski rzekomo pochodzące z Rzymu!
Ojciec Święty przywołuje słowa Zygmunta Kubiaka: "ja
miłuję Kościół". Ojcze Święty, ja chyba nie muszę mówić,
że i ja kocham Kościół, chyba nie mniej od Kubiaka
i może nawet lepiej od niego wiem, czym jest Kościół,
któremu służę - tak jak umiem - od wczesnej młodości.
Kocham Kościół taki, jaki jest w świecie i w Polsce.
Widzę i wiem, jak wiele jest w tym Kościele dobra i
prawdy, jak wielu jest w nim ludzi, chrześcijan wspaniałych,
duchownych i świeckich, że dokonuje się dzięki niemu
dzieło Boże, rękami duszpasterzy, zakonników i zakonnic,
katolików świeckich. Ale kocham Kościół nie tylko taki,
jaki jest, ale i taki, jaki chciałbym, żeby był, jaki
powinien - moim zdaniem - być, by w naszym czasie być
wiernym Chrystusowi i Jego Ewangelii. Myślę, że teksty
Vaticanum II, jak i wielokrotne słowa samego Ojca Świętego,
dają mi (i wszystkim członkom Ludu Bożego) prawo mówienia
głośno, jak sobie wyobrażamy misję i obecność Kościoła
w dzisiejszym świecie.
Ojcze Święty, dziś w Polsce, z ust "ludzi Kościoła",
i to nieraz najwybitniejszych (używam formuły "ludzie
Kościoła", bo nie chcę na nikogo pokazywać palcem),
słyszy się raz po raz, że Kościół dziś jest w gorszej
sytuacji, niż był za czasów komunizmu, że jest zewsząd
atakowany, niemal prześladowany. Jest to twierdzenie
absurdalne, świadczące chyba o krótkiej pamięci, a
u ludzi młodszych o nieznajomości, jakie były losy
i dzieje Kościoła w latach "Polski ludowej". Dzisiejsza
sytuacja Kościoła jest przecież sto razy lepsza, choć
- nie przeczę - pod pewnymi względami trudniejsza.
W latach "komuny" Kościół był atakowany tylko przez
komunistów, bronił się przed tym, jak mógł, ale uważał
to - w pewnej mierze - za rzecz naturalną (nie to,
że jest prześladowany, tylko że komuniści go prześladują!).
Kiedy upadła "komuna", podniosło się wieko totalitaryzmu,
ujawniły się wszelkie opinie, wszelkie opcje: ideowe,
polityczne, światopoglądowe. Pojawiły się organa prasowe
niechętne wobec Kościoła, nie rozumiejące, czym jest
Kościół. Tak jest wszak na całym świecie, tak było
w Polsce przed wojną, kiedy Kościół bynajmniej nie
skarżył się, że jest prześladowany.
Te podziały pojawiły się i w Kościele. Dużą rolę odegrały
tu podziały polityczne, ale nie tylko. Katolicyzm
polski jest wyraźnie podzielony na przed- i po-soborowy. Niech
Ojciec Święty nie bierze tego za upraszczającą formułkę
dziennikarską, przecież Ojciec Święty wie lepiej niż
ktokolwiek, jak olbrzymim wydarzeniem w życiu Kościoła
było Vaticanum II, i jak trudna jest jego realizacja.
Kościół w Polsce dzisiaj jest całkowicie wolny, ma
ogromne możliwości działania i ogromną szansę. Oczywiście
brak mu środków materialnych, jest biedny jak cała
Polska, ale przecież nie środki materialne są siłą
Kościoła. Przed Kościołem stoją ogromne zadania, bo
Polska - o czym przecież mówił Ojciec Święty podczas
swej ostatniej podróży do Polski - potrzebuje Nowej
Ewangelizacji nie mniej niż Europa Zachodnia. Oczywiście
Polska nadal jest krajem katolickim, ale następuje
erozja, wielu ludzi oddala się czy odchodzi od Kościoła.
Jest to bardzo wyraźne zwłaszcza w środowiskach młodzieży.
Następuje nieunikniony w demokracji proces
sekularyzacji czy nawet laicyzacji. Jest to wynikiem
wpływu środowisk liberalnych, czy nawet lewicowych,
niechętnych Kościołowi, ale jest to także - niestety
- w znacznej mierze - mówię to z prawdziwą przykrością
- winą samego Kościoła, niektórych jego gestów, słów
i zachowań. Nie tylko
ja, ale wielu katolików świeckich, wielu księży, a
nawet niektórzy księża biskupi są głęboko przekonani,
że Kościół polski dopiero szuka swojego miejsca w nowej
rzeczywistości i nie bardzo jeszcze umie je znaleźć.
Jedna z głównych przyczyn ma charakter polityczny:
sprawa stosunku Kościoła do państwa. Księża Biskupi,
duchowieństwo, mają silną alergię wobec koncepcji rozdziału
Kościoła od państwa. Jest to zrozumiałe, bo w komunizmie
nazywało się, że żyjemy w systemie tego rozdziału,
ale wiemy, że nie był to żaden rozdział, że było to
narzędzie ograniczania wpływów Kościoła i ingerencji
w jego wewnętrzne sprawy. Dziś - kiedy 95 proc. obywateli
to katolicy, kiedy są tak licznie reprezentowani w
sejmie i w rządzie, kiedy katolik jest prezydentem,
ta miniona forma rzekomego rozdziału Kościoła od państwa
nam nie grozi. Natomiast uczciwy i - rzecz prosta -
przyjazny rozdział, wyraźne rozgraniczenie sfer sacrum
i profanum, respektowanie wzajemnej autonomii w niczym
nie przeszkadza profetycznej misji Kościoła, także
w odniesieniu do życia zbiorowego, ani też w niczym
nie przeszkadza współdziałaniu i współpracy między
Kościołem i państwem. A ponieważ istnieją sfery wspólnego
zainteresowania Kościoła i państwa, to właśnie na bazie
rozdziału, na drodze dialogu i kompromisu można uzyskać
możliwie najlepsze rozwiązania. Ojciec Jacek Woroniecki,
którego odwiedzałem szereg razy w ostatnich latach
jego życia w krakowskim klasztorze Dominikanów, mówił
mi, że na starość doszedł do przekonania, że właśnie
rozdział Kościoła od państwa najlepiej chroni niezależność
Kościoła. Bo przecież clara pacta claros faciunt amicos.
Odrzucenie zasady [rozdziału] Kościoła od państwa przede
wszystkim szkodzi Kościołowi. Właśnie dlatego, że u
nas wyraźnie nie rozgraniczono tego, co boskie i co
cesarskie, dochodziło w ostatnich czasach szereg razy
do rażących ingerencji Kościoła w życie polityczne.
To właśnie te ingerencje wywołują antyklerykalizm,
którego przedtem nie było, to właśnie sprawia, że kolejne
sondaże opinii publicznej wskazują na postępujący spadek
prestiżu i autorytetu Kościoła (ostatnio ponad 50 proc.
głosów krytycznych!). Można dyskutować na temat stopnia
wiarygodności tych sondaży, ale lekceważenie ich byłoby
chowaniem głowy w piasek.
Spadek autorytetu Kościoła i wzrost antyklerykalizmu
łączą się z obawą przed przekształceniem Polski w państwo
wyznaniowe. Wiem, że Kościół bynajmniej do tego nie
dąży, niejeden raz Księża Biskupi to stwierdzali. Ale
takie podejrzenia rodzą się z obserwacji poczynań niektórych
ugrupowań politycznych z nazwy chrześcijańskich. Odnosi
się wrażenie, że są "ludzie Kościoła", którzy jednak
tej pokusie - może nieświadomie - ulegają. Łączy się
to m.in. z niedawną, trwającą ciągle debatą na temat
aborcji. Wiem, że Ojciec Święty miał w związku z tą
sprawą żal do "Tygodnika", wydaje mi się jednak, że
w tej sprawie "Tygodnik" zajął jasne stanowisko. Niestety
w tej debacie ujawnił się - ze strony zwolenników radykalnego
projektu ustawy - tak gwałtowny fanatyzm, że prowadził
do odrzucenia możliwości merytorycznej dyskusji. Jeśli
ktoś kwestionował jakiś paragraf ustawy, natychmiast
był ogłaszany jako zwolennik zabijania dzieci. I to
właśnie wywoływało ów antyklerykalizm i obawy przed
państwem wyznaniowym.
Inna sprawa. Niedawno sejm uchwalił, mimo silnej
opozycji, nową ustawę o radiu i telewizji. W ustawie
tej znalazł się aż dwukrotnie zapis o tym, że media
te mają w szczególny sposób respektować wartości chrześcijańskie.
Zapisy te przeforsowali posłowie z ugrupowań chrześcijańskich
przy wyraźnym poparciu ze strony hierarchii kościelnej.
Otóż, jestem gorącym wyznawcą wartości chrześcijańskich,
pragnę, by były one respektowane w telewizji i gdzie
indziej, i równocześnie jestem (ja i "Tygodnik", choć
tego może wprost nie pisaliśmy) stanowczym przeciwnikiem
owych zapisów. Z punktu widzenia procesu stanowienia
prawa są one absurdem. Ustawa nie precyzuje, o jakie
wartości tu chodzi, kto ma stać na straży ich respektowania,
jakie sankcje miałoby pociągać ich nierespektowanie.
Żeby było jasne: oczywiście, że wartości chrześcijańskie
nie są należycie respektowane, że Kościół, katolicy
winni temu - w różny sposób - przeciwdziałać, ale nie
przy pomocy ustawy. Ustawa taka budzi obawy
przed wprowadzeniem cenzury (a w prasie katolickiej pojawiły się już głosy
domagające się cenzury!), wzmacnia obawy przed państwem
wyznaniowym, wzmacnia antyklerykalizm, w sumie wyraźnie
szkodzi Kościołowi!
Autorytet Kościoła obniżają nie tylko jego ingerencje
w życie polityczne. Przyczyniają się do tego także
liczne niestety - proszę wybaczyć - niestosowne, a
nawet żenujące i gorszące wypowiedzi "ludzi Kościoła",
a także stosunek do własności, do sprawy "być" i "mieć".
Kościół odzyskuje dobra zabrane przez komunistów. I
słusznie, ale jeśli z odzyskanych domów wyrzuca instytucje
opieki społecznej, które nie mają gdzie się podziać,
albo też żąda czynszów przekraczających ich możliwości
(archidiecezja krakowska stanowi tu pozytywny wyjątek),
to nic dziwnego, że powoduje to antyklerykalizm. A
Kościół, który jest boski, ale przecież i ludzki, nie
ma zwyczaju przyznawania się do swoich błędów, nawet
w dość jaskrawych wypadkach woli zachowywać milczenie.
Ojcze Święty, w Kościele Polskim ciągle jeszcze
żyje mentalność "twierdzy oblężonej". Wszelka
krytyka jest odbierana jako atak. Ojciec Święty w czasie swej
ostatniej podróży do Polski mówił do Księży Biskupów
o stosunku do krytyki Kościoła, o tym, że te głosy
krytyczne, nawet niesłuszne, trzeba brać pod uwagę.
Można się obawiać, że adresaci tych słów o nich nie
pamiętają. A przecież te głosy krytyczne, które - nie
przeczę - można znaleźć na łamach "Tygodnika" (i nie tylko,
bo i w "Przeglądzie Powszechnym", "W drodze" i gdzie
indziej), to nie atak na Kościół, to
tylko krytyka, do której "lud Boży" ma prawo i której źródłem jest
właśnie miłość do Kościoła, troska, żeby jego misja
w dzisiejszym świecie dawała owoce.
Powtarzam: kocham ten Kościół, wiem, że dzieje się
w nim dużo rzeczy wspaniałych, że manifestuje się w
nim i świętość, i służba bliźnim, i miłość do ubogich.
Ale w skali globalnej polskiej ma się czasem wrażenie,
że mamy do czynienia niemal z kontr-ewangelizacją!
Że Kościół w stosunku do konkretnej rzeczywistości
polskiej, rzeczywistości państwa demokratycznego i
pluralistycznego, zajmuje postawę z jednej strony defensywną,
a z drugiej konfrontacyjną. A przecież nie tego nas
uczy "Gaudium et Spes", która żąda, by obecność Kościoła
opierała się na dialogu, na wysiłku zrozumienia, na
wychodzeniu naprzeciw. Kościół z natury swojej jest
znakiem sprzeciwu, nie musi się o to specjalnie starać!
Czy katolicy świeccy (ba, nie tylko świeccy,
bo i wielu księży, a nawet niektórzy Księża Biskupi),
którzy tak myślą i którzy właśnie z miłości do Kościoła
wyrażają swoje niepokoje, zasługują na potępienie?
A tymczasem tak się dzieje, że przy okazji przekształcenia
"Słowa Powszechnego" w dziennik katolicki, przekształcenia
dość "kosmetycznego", bo zespół redakcyjny został ten
sam, redaktorem naczelnym został sekretarz generalny
władz "Paxu", a nawet winieta pisma pozostała prawie
niezmieniona, otóż przy tej okazji "Pax" otrzymał błogosławieństwo
i rozgrzeszenie, bez wyznania win i bez aktu skruchy.
Natomiast "Tygodnik Powszechny" po niemal pół wieku
służby, znanej dobrze Ojcu Świętemu, uważany jest za
organ jakiejś "katolewicy" czy "kryptokomuny", głosi
się publicznie, że "Tygodnik" nie jest już pismem katolickim
i że należałoby mu odebrać prawo do podtytułu "pismo
katolickie". Niech Ojciec Święty wybaczy, ale chyba
mamy prawo do pewnej goryczy?
I jeszcze: dlaczego tak się dzieje, że znaczna część
naszej inteligencji katolickiej, która się kształtowała
w ciągu paru ostatnich dziesięcioleci w Klubach Inteligencji
Katolickiej i gdzie indziej, ludzie wierzący, zaangażowani
i świadomi katolicy, poczuwający się do współodpowiedzialności
za Kościół i jego misję, czują się często przez ten
Kościół odepchnięci, choć dalej wierzą, wyznają wiarę
i starają się żyć według tej wiary i chcą Kościołowi
służyć?
Oraz dlaczego inteligencja polska liberalno-laicka,
nieraz antyklerykalna, która zwłaszcza w ostatnim dziesięcioleciu
zbliżyła się do Kościoła, bo znalazła w nim obrońcę
praw człowieka i przestrzeń wolności, a zbliżając się
do Kościoła z przyczyn politycznych, odkrywała, czym
jest Kościół naprawdę, dlaczego ta inteligencja - niemal
cała - dziś się od Kościoła oddaliła czy nawet odwróciła?
Odpowiedzialność za to jest co najmniej złożona.
Ojcze Święty, mam nadzieję, że Ojciec Święty wybaczy
mi ton tego listu (oraz jego rozmiary!). Ja kocham
ten Kościół i nie myślę o nim w kategoriach "my" i
"wy". Chciałbym tylko - i nie tylko ja - by Kościół
w Polsce był obecny tak, by pokazywał wolność, jaką
Chrystus daje człowiekowi, a nie był odbierany jako
zagrożenie dla wolności. By nie był odbierany jako
instytucja, która ludziom tylko coś nakazuje i zakazuje,
a dla siebie żąda praw i przywilejów, ale żeby ludzi
przekonywał dając świadectwo Ewangelii.
Ojcze Święty, jeśli w tym moim liście coś Ojca Świętego
zabolało, to najserdeczniej przepraszam i łączę wyrazy
najgłębszej czci.
Jerzy Turowicz
Kraków, 19 lutego 1993 r.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|